27 października 2016

3

3



Marjorie złapała za zapalniczkę i paczkę papierosów, które leżały na szafce. Jakby nie miał kiedy przyjść, tylko dzień psuje!, pomyślała, patrząc jak Archibald otwiera drzwi wejściowe i wprowadza do salonu brodatego mężczyznę. Ambrose Groom nie był mile widziany w willi Griffithsów, przynajmniej przez samą Marjorie, lokaja i resztę służby. Uśmiechał się zawsze sztucznie do Antionette i szeptał na ucho do jej córki trywialne słówka, a gdy ta go odpychała i odburkiwała niemiło, śmiał się i twierdził, że tylko żartuje. I tak za każdym razem podczas jego niekończących się, bo trwających po kilka nużących godzin, wizyt.
Dziewczyna zapaliła papierosa i z niesmakiem przyłożyła go do warg. Odbierał jej nawet rozkosz z palenia!
— Cześć, Margie, miło cię widzieć — powiedział i ucałował dłoń Marjorie, a widząc nową twarz, dodał: — W końcu odświeżyliście kadrę.
— Nie tylko w tym przypadku odświeżenie wychodzi na dobre — odpowiedziała, odsłaniając białe zęby.
Winston stał obok Marjorie i przyglądał się uważnie Ambrose'owi — wyglądał dobrze, elegancko i modnie, w przeciwieństwie do niego, bo sam nie miał nic wspólnego z modą ani zbytnio się nią nie przejmował. Jednak teraz, patrząc na Ambrose'a, Winston poczuł się zaniedbany. Uznał, że nigdy nie będzie mógł mieć takiej brody jak Groom i że nigdy nie będzie godny całowania damy w rękę.
— Cóż — zaczął Archibald — skoro już się przywitaliśmy, mogę osądzić, że panienka Marjorie wygrała tę konwersację i że może pan już iść do pani Nette, panie Groom.
Ambrose przyglądał się przez chwilę Marjorie z wyraźną ciekawością, a następnie uśmiechnął się promiennie, uścisnął dłoń Winstona i wyszedł za lokajem na górę.
— Nie wydaje się taki zły — stwierdził Winston.
Marjorie zgasiła papierosa i usiadła na kanapie. 
— Jest beznadziejny.
— Twoja matka widocznie tak nie sądzi.
Nadal stał na baczność i przyglądał się uważnie dziewczynie. A może już kobiecie?
— Gdyby było inaczej, nie zapraszałaby go na górę. To obrzydliwe, Winston. — Wykrzywiła twarz i spojrzała na niego z odrazą.
Ochroniarz parsknął śmiechem, nie mógł się powstrzymać. 
— W pewnym sensie też. Ale nie mnie oceniać. Mam nadzieję, że będą razem szczęśliwi i że za takie myślenie dostanę podwyżkę, M a r g i e.
Spojrzała na niego z rozbawieniem i uniosła jedną brew w górę.
— Proszę cię, nie! Nie mów „Margie”, bo się chyba potnę. Przecież to nawet nie jest skrót od mojego imienia. — Poklepała miejsce obok siebie, aby ochroniarz usiadł. — Powiedzieć ci coś? Moja matka zatrudniła cię tylko dlatego, że Groom ją do tego namówił. Kiedy poszła na górę tego dnia, gdy cię zatrudnialiśmy, to tylko dlatego, że miała umówiony telefon z Ambrose'em. Kazał jej mnie spławić i zatrudnić nowego ochroniarza jak najszybciej, żeby miała więcej czasu dla niego.
Winston pomyślał sobie, że Antoinette rzeczywiście może być aż taką straszną matką, jednak nie chciał przyznać tego przy Marjorie. Wolał udawać.
— Na pewno nie. Zresztą ani trochę nie polepszyłaś mi tym humoru, o ile miałaś taki zamiar.
— Skąd w ogóle przyszło ci to do głowy?
Ochroniarz tylko pokiwał wspomnianą głową i wstał z kanapy.
Praca u pań Griffiths z początku wydawała się niecodziennym wyzwaniem, jednak z czasem Winston dopasował się do ich trybu życia i nawet nie zauważył kiedy minął miesiąc odkąd się tam pojawił. Wydarzyło się przez ten czas tyle rzeczy, że stracił rachubę; zginął Dżochar Dudajew*, Marjorie wyciągnęła go na premierę Zostawić Las Vegas, choć ani trochę nie lubił Nicolasa Cage'a i co najważniejsze, poznał tajemnicę sukcesu rodziny Griffiths. Nie czytywał gazet, więc wcześniej nie mógł uzyskać informacji na temat pana Griffithsa, który we wczesnych latach sześćdziesiątych otrzymał w spadku po rodzicach sieć sklepów obuwniczych. Już wcześniej marka była dobrze sprzedawana, jednak pan Griffiths po poślubieniu Antoinette postanowił zmienić nazwę. Winston dopiero teraz uświadomił sobie ile to razy jego matka zachwalała buty Nette. Gdyby wcześniej wiedział, że to na cześć Antoinette Griffiths zakazałby jej zakupów.
Prócz tego dowiedział się, że jego poprzednik, niejaki Clark, porzucił pracę ochroniarza przez szefową. Nie mógł jej znieść. Winston na tę wieść uśmiechnął się kpiąco i pomyślał, że może jemu się uda. A następnie przypomniał sobie, że szefowa to Antoinette i że jest to jednak bardzo wątpliwe.
Winston wszedł do dużej kuchni i zaznaczył na kalendarzu datę czwartego maja. Skinął głową na panią Smith i pannę Teller, po czym odprowadzony ciepłymi spojrzeniami, wszedł do przedpokoju, gdzie z zamkiem do drzwi mocował się Archibald, jak zwykle ubrany w czarny frak.
— Proszę spojrzeć, panie Ferry — burknął i wskazał na drzwi — za każdym razem, gdy chcę stąd wyjść w pośpiechu, zacinają się. Wie pan co to znaczy?
— Że nie da się stąd uciec?
Lokaj pokiwał głową.
— Tak, tak, taa. Dokładnie. — Wziął z małej szafki na buty portfel. — Ale tak naprawdę myślałem, że powiesz „trzeba wezwać fachowca”. No już, otwórz mi te drzwi, mam paczkę do odebrania dla pani Nette.
Przez chwilę mocowali się z zamkiem, aż w końcu puścił i Winston, ciągnący za mocno, zmiażdżył sobie nimi stopę. Zabolało go, jednak nie wydał żadnego dźwięku, nie chcąc bardziej ośmieszać się przy Archibaldzie.
Wtedy też do pomieszczenia weszła Antoinette owinięta w aksamitny szlafrok z puchem na kołnierzu i rękawach i wspomniała coś o paczce. Winston na jej widok wyprostował się i powiedział bez cienia zadowolenia krótkie „dzień dobry”, po czym ruszył za szefową do jadalni. 
— Pan Archibald właśnie poszedł ją odebrać — oznajmił.
— Och, to świetnie. Taka ładna pogoda, prawda? Może Margie w końcu wyszłaby z domu, a nie tylko ciebie oglądała — stwierdziła Nette i wzięła z miski na owoce pomarańczę. — Oczywiście z tobą, takie już uroki życia. Ale przynajmniej przeszłaby się. Tylko pilnuj ją, żeby nie przyprowadzała tu nikogo obcego. Co przyjdzie jej do głowy...
Dalej już jej nie słuchał i przepraszając, poszedł pomóc lokajowi z paczką, która była dosyć dużych rozmiarów. Uważał, że skoro Archibald ma już te swoje siedemdziesiąt, a może osiemdziesiąt lat, to, jak na normalnego staruszka przystało, nie powinien dźwigać. Ale z drugiej strony naszła go myśl, że kto normalny, w takim wieku, pracowałby w tym domu?
Postawili ją w salonie na podłodze z należytą ostrożnością, jak to rozkazała pani Griffiths. Archibald spojrzał na kobietę wyczekująco, jednak widząc, że nic nie zauważyła, tylko ciągle wpatruje się bez wyrazu, podrzucając pomarańczę, w paczkę, miał o nią zapytać. Uprzedził go jednak Winston:
— Nie powinniśmy się upewnić czy wszystko z nią w porządku?
Antoinette oderwała jasnoniebieskie oczy od paczki i patrząc na twarz ochroniarza, powoli skinęła głową. Po chwili jednak otrząsnęła się z zadumy i stanęła na przeciwko kartonowego, dużego pudła. 
Archibald opuścił pomieszczenie, aby za kilka sekund pojawić się w nim z powrotem z małym nożem kuchennym. Zakasał rękawy.
— No chodź, pomóż mi — zwrócił się do Winstona, a potem do szefowej: — Gorzka, słodka, czy może z ekspresu?
— Słodko-gorzka — odpowiedziała. — Szybciej, panie Ferry, chcemy jeszcze dzisiaj otworzyć to pudło.
Ochroniarz również podciągnął rękawy czarnej marynarki. Archibald szybkim ruchem noża rozciął karton, a Winston roztworzył go i zajrzał do środka, gdzie ujrzał tylko mnóstwo papierów i folii bąbelkowej. Wyciągnął je, a jego i lokaja oczom ukazały się książki. Grube powieści Tolkiena i Irvinga, które nie wyglądały na nowe; okładki były zarysowane, a grzbiety tomów obdarte. 
Archibald wydał z siebie przeciągłe westchnięcie.
— Pani Nette, mogłem sprowadzić je z biblioteki — stwierdził, zabrał nóż i dodał: — Pójdę zrobić tej herbaty.
Kobieta zmarszczyła ciemne brwi ukazując kilka zmarszczek na bladej, porcelanowej twarzy i odepchnęła Winstona z nad pudła. Poczuła się rozkojarzona. Nie zamawiała przecież żadnych książek!
Popatrzyła na bezradnego ochroniarza ze złością.
— Gdzie mój nowy ekspres do kawy? — warknęła. — Gdzie on jest, Ferry?!
— Przepraszam, ale nie mam pojęcia. 
Winston poczuł jak serce mu przyspiesza i miał ochotę przeklnąć. Antoinette Griffiths zaczynała go przerażać. Nie, nie tylko denerwować, a przerażać, bo właśnie strach czuł Winston, gdy patrzył na jej wściekłe oczy i drgające usta. Nie mógł bać się własnej szefowej, przecież była tylko irytującą i wyniosłą kobietą — nie żadnym postrachem dorosłych mężów, stróżów prawa. Musiał przyznać, Antoinette mogła wzbudzać delikatny strach w młodszych, niedoświadczonych osobach, ale nie w nim. 
Winston wiedział już, że znajdował się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. A mógł zaczekać w pokoju aż wstanie Marjorie.
— A powinieneś! Tu powinien być ekspres — wskazała na środek pudła — a nie jakieś stare książki! A gdyby ktoś próbował przeprowadzić zamach na moje i Marjorie życie? Powinieneś sprawdzać paczki jeszcze przy kurierze, a nie dopiero w domu! 
Pomimo strachu i złości, która również i w nim się zebrała, Winston poczuł, że zawiódł. Prawdą było to, że jego obowiązkiem było sprawdzanie takich przesyłek, nawet wtedy, kiedy zostały one przepuszczone przez Franka i Garpa, ochroniarzy sprawdzających każdego, kto wjedzie na teren posesji Griffithsów. 
Podczas gdy Winston stał na baczność i ze skruchą przyjmował słowa Antoinette, do pomieszczenia wrócił lokaj z tacką, na której stały cztery filiżanki herbaty.
— Och, pani Nette, są też dobre strony tej pomyłki — stwierdził, chcąc odwrócić jej uwagę od ochroniarza. — Ja i panienka Marjorie nigdy jeszcze nie czytaliśmy Władcy Pierścieni i może na tym skorzystamy. Prawda, Marjorie? 
Wtedy dopiero wzrok Winstona powędrował do wejścia, gdzie w progu, jeszcze na kafelkach z przedpokoju, stała Marjorie. Wyglądała na bardzo rozbawioną, jednak Ferry zdążył już się do tego przyzwyczaić; Marjorie i Archibald zawsze wydawali się być czymś rozbawieni i nic nie mogło ich zdenerwować na dłużej, pani Griffiths zezłoszczona, panna Teller onieśmielona, a pani Smith poważna. Tylko on jeszcze się nie określił, co do swojej postawy, ale Winston coraz bardziej myślał nad tym, że już pozostanie zwykłym ochroniarzem. Nie rozbawionym Winstonem, nie poważnym Winstonem, nawet nie kapryśnym. 
Dziewczyna skinęła głową i podeszła bliżej. Ciągle miała na sobie piżamę, tak samo jak matka.
— Zamierzasz czytać, mamo? Fantasy? Bardzo zaskakujące.
— Bardzo śmieszne — prychnęła w odpowiedzi Antoinette. — Marjorie, ubierz się. A ty, Winston, idź po samochód. Kiedy się ubiorę i zejdę tu na dół, nie chcę widzieć tych książek w moim domu. Pojedziecie po mój ekspres.
— A co ja jestem? Dobra wróżka? Zadzwoń i to wyjaśnij — odpowiedziała  i założyła jasne włosy za ucho. — Zresztą i tak nie lubię kawy.
— Ja również — przyznał lokaj.
Było już jednak postanowione. Winston ominął panią Griffiths, która miała zaraz wybuchnąć i zabrał z pokoju służbowego kluczyki do samochodu.
Gdy Archibald wrócił do kuchni, aby przygotować miejsce dla nowego ekspresu, a Marjorie poszła na górę, do swojego pokoju, żeby przyszykować się do wyjazdu na miasto, Antoinette postanowiła przejrzeć dokładnie pudło z książkami. Przykucnęła na podłodze, rozgarniając leżące na niej papiery, długim materiałem szlafroka. Podniosła pierwszą książkę z brzegu — Hotel New Hampshire Johna Irvinga — i otworzyła ją. 
To, co tam zobaczyła trochę ją zdziwiło, dlatego sięgnęła po następną. Otwierając na pierwszej stronie Powrót Króla**, poczuła jak jej serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm. Potem szybkim ruchem odrzuciła tom i sięgnęła po Modlitwę za Owena***. Znów to samo. Z ust wydarło jej się krótkie przeklnięcie i jęk.
Były to ulubione książki pana Griffithsa, a w każdej z nich znalazł się napis, który wzbudzał w Antoinette ból brzucha.
„WIEMY WSZYSTKO”.


*


— Wiesz, może z mamą jest strasznie, ale nie chciałabym innej — stwierdziła Marjorie, a potem wskazała palcem na duży dom przy wjeździe do Harpswell. — Patrz, tutaj mieszka Rose. Jej rodzice są okropni; na wszystko jej pozwalają i kupują co tylko chce.
Winston tylko na ułamek sekundy patrzył na dom państwa Foster, jednak zdążył zauważyć, że pomimo tego, że pani Griffths starała się, żeby Marjorie nie zadawała się z byle kim, ich dom był o wiele mniejszy niż willa, w której teraz mieszkał. Domu Fosterów na pewno nikt nie musiał chronić i nie trzeba było w nim spełniać wymyślnych zachcianek. Z jednej strony podobało się to Marjorie, ale z drugiej — zupełnie to do niej nie pasowało. Nie wyobrażała sobie, żeby miała zamieszkać w mniejszym pokoju, bez lokaja i własnego, wielkiego ogrodu. 
— A ty jak masz, co? 
— Hm? — Nie zrozumiała. — Ach, oczywiście. Ale ja nie zostałam przez nią wychowana, tylko przez Alfreda. A mama nie pozwala mi na wszystko, bo ja... mam wszystko to, czego potrzebuję. Nie chcę, jak Rose, nowych ubrań, co dwa dni i jeżdżenia na pokazy mody z bogatą ciotką. Nie znaczy to, że nie lubię Rosie, ale wiesz, lubię ją krytykować. Ciebie też.
— Zauważyłem. 
Mimowolnie się uśmiechnął, a po chwili zapytał, do końca nie przemyślając swoje słowa:
— A czego chcesz?
Marjorie spojrzała na niego, odrywając wzrok i palce od radia samochodowego. Od jakiegoś czasu, ciągle mówiąc, starała się wybrać dobrą piosenkę do jazdy. W końcu rozpoczęło się Playing with the boys****.
— Lubię tę piosenkę — powiedziała. — Chcę iść na studia, mieć własny dom, jeszcze ładniejszy niż ten i jakąś pracę. To wszystko. Tylko za własne pieniądze.
— A co z Harrym? — zapytał, skręcając do centrum Harpswell.
— Wolę myśleć, że nigdy się nie pobierzemy. Przecież nie może mnie do niczego zmusić. — Uśmiechnęła się, ale nieszczerze. — Jak tak to mówię, to mama wydaje się być straszna. Ale nie lubię tak o niej myśleć. Winston? A ty? Co byś chciał?
Bardzo trafne pytanie, stwierdził w myślach.


___________________________________

* Dżochar Dudajew — generał major radzieckiego lotnictwa, polityk i bojownik czeczeński. Prezydent Czeczenii w latach 1991-1996.
** Powrót Króla — książka autorstwa J.R.R. Tolkiena; trzecia część Władcy Pierścieni.
*** Modlitwa za Owena — książka autorstwa Johna Irvinga, wydana w roku 1989, dziewięć l;at później została zekranizowana. 
**** Playing with the boys — piosenka Kenny'ego Logginsa stworzona do filmu Top Gun, jednego z hitów lat 80. W rolach głównych wystąpili Tom Cruise, Kelly McGillis i Val Kilmer. (Swoją drogą — Val Kilmer grający w siatkówkę = qwtqweuqwuyfw).
heloł. trochę mi wstyd za to, że rozdział pojawia się dopiero pod koniec października, kiedy już każdy z katalogów za pewne wyrzucił mi opko, a wy mnie nie pamiętacie, ale powracam w nowej odsłonie, bo z nowym profilowym. I w końcu rozkręca nam się jakoś akcja, a przynajmniej próbuje. poza tym, wielkie DZIĘKUJĘ wszystkim, co jeszcze tu są. PS mam takie fajne-ładne wydanie Świata według Garpa, że mogę na nie patrzeć i przeglądać godzinami. i PStwo mam nadzieję, ze tym razem imiona wam się nie pomieszają, bo nie wiem jak mam wam pomóc. KLIK KLOK — nie wchodźcie, ale wejdźcie, bo tu macie Playin with the boys w ulubionej scenie mojej siostrzyczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz